OFICJALNY BLOG Zuzanny Boruckiej

poniedziałek, 7 grudnia 2020

moja depresja

 



"-Hej, mam żałobę, sypie się, nie daję rady, kosmici atakują mój dom, promieniowanie, ledwo jest tlen, nie widzę sensu, zaraz drzewo przygniecie małego kotka, niestety nie zdążę kupić ci jabłka.

- o nie.... naprawdę nie możesz kupić mi jabłka? "





z.

piątek, 27 listopada 2020

wehikuł czasu...

3:23

 Ja od początku trochę nie chciałam.

Byłam bardzo mała i już wiedziałam, że nie chcę.

Ciągle tak tylko ciągnę.



Zazwyczaj w takich nocnych godzinach mam myśl...

do którego momentu w życiu bym się cofnęła

serio, to chore\

leżysz i wybierasz moment, jakby faktycznie zaraz pojawiał się portal

i w jakiś jebnięty sposób transportowało by cię do przeszłości.

To są takie długie - nawet 2 godzinne - epizdody

gdzie jak w jakiejś poczekalni - mam katalog z chujowymi momentami w życiu

i teraz sobie wybieram:

"ocho.. może to wtedy się wszystko zawaliło"...

"hmm.. a może jednak tutaj.... hmm jak tam się cofnę to wszystko naprawię?"

...

właśnie opisałam naprawdę częstą przypadłość mojego mózgu

myślenie, wybieranie momentu który był jakiś przełomowy i hipotetyczne

myślenie czy gdyby postępować wtedy inaczej to czy teraz byłoby jakoś .. lepiej?


nie.

nie. nie byłoby.



ludzie byli naprawdę zniszczeni. z każdym rokiem zamieniali się w coraz bardziej chujowych dorosłych.

a bardziej właśnie.. zawsze byli dziećmi, ale takimi nieodpowiedzialnymi z ręką w nocniku

jednocześnie traktując mnie jak skarbonkę lub jak... glejaka bez mózgu

bez szacunku. przedmiotowo


Bez względu na wszystko to... nie umiem patrzeć aż tak źle i pierwsze skojarzenia

zawsze są u mnie ciepłe, miłe. zawsze mam ten śmiech po nocach, pomoc, wsparcie

to moja głupia, utrudniająca cecha

Zawsze mnie wykańcza..... jak można być aż tak blisko z innymi ludźmi,

aby nagle byli oni niewidzialni....

Jak ludzie tak potrafią.... jak idzie wymazywać to wszystko... te chwile, więź, relacje.

Jak tak zapomnieć o tym. Dla mnie awykonalne jest zmazanie więzi.

to jakby próba zmazania swojej nogi.. przecież ona cały czas jest..

u mnie nie zanika niestety więź. to zgubne myślenie. Modlę się, by wszystkie

przeszłościowe więzi wleciały do wulkanu i spłonęły w drobny mak.


i czy to bym mogła zmienić cofając się w czasie?

nie.


mogłabym się aż tak emocjonalnie nie wiązać, kochać, szanować, wierzyć i lubić.

wtedy byłoby lepiej, ale jestem wrażliwa i dużo czuję

nigdy nie brakowało we mnie uczuć. zawsze pełna emocji




Ludzie byliby tacy sami i ja byłabym taka sama.

a jaka byłam? /jestem/

taka trochę wycofana, więc w pewnym sensie... nie pamiętam momentu w moim życiu 

kiedy nie miałam tego właśnie w sobie... takiego ogólnego niezadowolenia, pustki


" Ja od początku trochę nie chciałam.

Byłam bardzo mała i już wiedziałam, że nie chcę.

Ciągle tak tylko ciągnę."



Zawsze nadaję sobie nowe CELE, nowe MARZENIA, nowe PUNKTY

realizuję je

Potem jednak jak już osiągam sukces to nadal czuję pustkę. Robię zatem kolejną rzecz.

I tak cały czas. Myślałam jednak, że w pewnym momencie minie ta pustka.

Nadal mam wizje, punkty, cele... mam nadzieję, że nie tylko do odhaczenia.

Chciałabym kiedyś coś wykonać co da mi jakieś magiczne - "nie chcę robić kolejnego punktu."

"Nie potrzebuję na ten moment  punktu. Nie chcę. Mój punkt trwa.


Myśląc o jednej rzeczy mam takie poczucie. Ogólnie życie trochę dzieli się na pół, są takie dwa życia w życiu.

Nagle ta druga część.. podwójnych przygód i przeżywania. 

Życie łamie się w połowie gdy tworzysz nowe życie.





Z.

środa, 16 września 2020

instashit

 Ubieram czarną bluzę i tylko kolor włosów przypomina mi, że jestem wesołą osobą. 





Właśnie zrozumiałam jak źle, płytko i prosto brzmi to pierwsze zdanie. Dawno nie pisałam, a pisać lubię.

Ciemne rękawy na kierownicy prowadzą mnie przez las. Przejażdżka, aby przemyśleć kilka rzeczy. Jest inaczej, bo nie gra muzyka. Lubię jeździć w ciszy. Pusta choć bardzo napięta atmosfera ciszy.  Znowu się nie umalowałam i nawet nie rozczesałam tej szopy na głowie, nie wyglądam 'instagramowo' raczej wyglądam 'ludzko'. 

Myślę sobie, że chcę, aby ktoś mi powiedział - "Hej! Te narcystyczne selfie mają sens! Te wypięte pozy i sztuczne uśmiechy mają sens! Te wesołe gadki i pozytywne teksty jakby życie byłą bajką.. mają  sens..."


jebnij się tym selfie prosto w łeb


Ciężko . coraz ciężej. 

kreować jakiś pozytywny vibe, gdy w ciągu dnia jest tyle skrajnych nastrojów.

ciężko też wchodzić w taki Ekshibicjonizm -czytaj :

to co Instagram lubi najbardziej.


Siedzę w restauracji ze znajomymi jemy pad-thaia... włączam Instagram i widzę dupę swojej koleżanki

Efekt szoku jak zawsze. "Czy ją to jara, że ktoś to widzi?" myślę... Jest mi niezręcznie i dziwnie.

Nie rozumiem czemu aż tyle seksualizacji jest w Necie.


Dociera do mnie ta mała myśl. .... "jesteś dosyć dużą Influ..." psik

i tak sobie marzę w jakimś sensie, aby wrócić do czegoś co było... do takiej mnie, która nie myślała, aż tak dużo o tym, a bardziej do tej, która idealnie wiedziała co robi i potrafiła odpychać takie swoje wnioski.


Potrzebują zmiany podejścia mimo, że to jest prawdziwe. 


Z.




piątek, 5 czerwca 2020

Dlaczego nie do końca mi poszło

Rok 2015 - moment kiedy moja pasja się spieniężyła.
Jeśli chodzi o to co mogłam, a co wzięłam - to niebo i ziemia
Od początku ze wszystkiego byłam wycofana.
Cały czas nie rozumiałam, że moje różowe włosy dziewczynki chcą dotknąć,
biegają za mną nastolatki po zdjęcie, a firmy chcą dać mi kupe kasy za jedno zdjęcie.
Wszystkie większe sieci komórkowe i większe napoje biją się o mnie.

Siedzę w tej Warszawie co drugi dzień i każdy mi tłumaczy co mam robić.
Nie chcę obozów ze mną, nie chcę sklepu.
Odmawiam kolejnemu wydawnictwu, aby wydać książkę...
proponują mi w takim razie kalendarzyk czy notatnik z podobizną na pierwszej stronie.

nie. nie. nie.


Nie chciałam tyle dostać z tego. To była zabawa.
Długo trwał mój szok... po prostu..
szczerze to chyba nadal trwa ; )

i chcąc, nie chcąc

tak te 5 lat spędziłam


i nauczyłam się, że... ten biznes jest okropny i ludzie są bezwzględni
że nigdy nie zrozumiem Warszawy
i że to nie moje miejsce


W tym wszystkim pojawiła się depresja, bo ludzie przekraczają moje granice,
bo dzieci odnajdują mój adres i zaskakują o każdej niewygodnej porze moją rodzinę
bo nie lubię poczucia, że jestem "popularna". bo nie lubię tego co się dzieje

bo nagle nie wiem, czy ktoś faktycznie mnie lubi,
czy chce mieć profity

bo ludzie chcą tylko uśmiechu

i chyba do było coś największego -
kiedy w trakcie tego youtubowego stażu miałam złe chwile - ludzie się odwracali
i tak właśnie wyglądają te szczere relacje
jest dobrze to super
jest źle to do widzenia





Śmieszą mnie trochę pułapki w mojej pracy.
Mniej więcej wyglądały one tak..

- prowadzenie milionowego kanału na YT wymaga ciągłego ciekawienia widza
tylko co kiedy trochę nic się nie dzieje? co tu wymyślić...

>mam dosyć tego, że aż tak dużo się dzieje<
>mam dosyć szukania zaskakujących rzeczy<
>mam dosyć<


robiłam wszystko, aby utrzymać tą ciekawość,
to nie było łatwe

Mogłam już dawno przejść na format, który byłby super klikalny,
w tym momencie też mogę, ale nie chcę, bo
ZAWSZE,
ZAWSZE...
obiecałam sobie, że ta cała działalność ma być formą PAMIĘTNIKA - nie pracy.
Simsy trochę takie były jak praca, bo to nie forma, którą chciałam robić.
Ciągle filmy mnie wyrażały i nadal wyrażają.

Mogę cofnąć się do wielu filmów i zobaczyć naprawdę ważne momenty w moim życiu
wydaje mi się to piękne

lubię wyjątkowość z jaką podchodzę do każdego filmu
.. jak do kartki z pamiętnika
nie czułabym się na siłach robić masowy content, mimo, że mogłam już dawno,
ale czym jest ta klikalność przy zmuszaniu się do czegoś...


Poznałam tyle osób i tyle drzwi było otwarte, a ja tak w sercu miałam tylko...
chcę spokoju, miłości i normalnej miłej pracy

Zaskakuje mnie 80% Youtuberów przeprowadzonych do Warszawy..
łaknących tego całego gówna


wiem chyba za dużo o tej branży

Pierwszy raz na blogu poruszam tematy pracy.. zazwyczaj jest to życie prywatne.



Z.




poniedziałek, 30 marca 2020

neutralna tęsknota, wyrównane emocje

Czuję normalną tęsknotę.
Pierwszy raz koniec jakiegoś etapu zamieszkania odbywa się tak neutralnie.
Piszę to, bo czuję w tym jakiś postęp.
Leżę w swoim łóżku i o dziwo - czuję się bezpiecznie.
Kartony do przeprowadzki gotowe.
Myśl - to ostatnie dwa dni.

Normalnie ja w tym momencie czułabym conajmniej krach,
a czuję taką normalną tęsknotę, normalny smutek.
Jest mi smutno i jest dużo miłych wspomnień.

Pomyślałam o tym poście w momencie kiedy spojrzałam na widok z okna, który uwielbiam.
I myślę:
 k o c h a m. ten widok...
piękny,
ale nie z rozżaleniem typu : "będę ryczeć, bo taki piękny jest ten widok z okna, a nigdy już nie usiądę na tym parapecie"
(a uwierzcie, że tak mogło kiedyś być)

tylko

myślę sobie, że...

Było super. Oczyściło moją głowę to mieszkanie.
Nie żałuję niczego w tym mieszkaniu... no może oprócz tego, że nie sprzątałam dużo..
co jakby z góry mówi o małym szacunku i miłości

(Och. wow.... sprzątanie i dbanie o rzeczy to szacunek i miłość... haha, poleciałam z tym wywodem)

 I to naprawdę piękne uczucie.
Mniejsza emocjonalność.
I też bardzo ważne - nie myślę ani z przesadną miłością i tęsknotą, ani z nienawiścią i paleniem mostów.
To był po prostu super etap mieszkania w Łodzi.

Główny powód?
samotność
obcość
hikikomori

no i wizja.. nowa wizja.. na życie...
i znowu, uwaga
nie lecę w ten klimat znowu tak na zasadzie - TO ODMIENI MOJE ŻYCIE
TO SPRAWI, ŻE BĘDĘ SZCZĘŚLIWA
TO MNIE NAPRAWI
TO ZAŁATWI WSZYSTKIE PROBLEMY

O nie... te numery nie teraz, haha
takie akcje też już były, że poświęcałam dużo myśląc, że to będzie TO

w tym momencie jest to decyzja na spokojnie, stonowana, neutralna...
pod kątem analizy mnie w różnych latach, miesiącach, porach roku..
mnie w nocy, mnie rano...
mnie kiedy leci fajny program w tv, mnie kiedy są ważne rzeczy państwowe,
mnie kiedy pies obchodzi urodziny i mnie kiedy potrzebna jest pomoc

z moich dosyć niezgrabnych i niefachowych badań wynika, że...
dom był zawsze tam gdzie był,
a szukałam wszędzie


Było super. Oczyściło moją głowę to mieszkanie.
Nie żałuję niczego w tym mieszkaniu...

wracam, bo wyleciałam

To mieszkanie było tak bardzo ciche, puste, minimalistyczne
Czułam się trochę jak w szpitalu. - ale to ma wybrzmieć dobrze, haha
to było tak bardzo
clear mind
Piękna sprawa! : )
terapia

I mam wrażenie, że będzie teraz dobrze.
Jeszcze troszkę będzie ciężko, ale potem już płynę.
Powoli ze wszystkim.
Szczególnie kontakt z ludźmi.
Powoli.

i dodaję do notatek:
-zero ludzi, którzy chcą zachwiać twoim poczuciem wartości
-wiara w siebie i w dobro, które ma się w sercu
-wybaczanie wrogom
-miłość do kotów, czerpanie z kototerapii, hihi
- nie popełnianie tych samych błędów - a bardziej BŁĘDU, czyli:
*pokazywanie innym przesadnej słabości, krzyczenie i błaganie o pomoc, chwiejność, atencja, krzyk, emanowanie rozpaczą z wielkim szerokim uśmiechem.

(CIĘŻKO, będzie taki błąd - powtórzyć
tak wiem, dojebany błąd)

mniejsze
*nie kupowanie innym wszystkiego jak jakiś jebany milioner
*nie wchodzenie w relacje w których owocem jest zła energia
*głodzenie się
*zarywanie nocy i próba funkcjonowania bez snu
*dopuszczania do momentu kiedy psychiczność kieruje fizycznością



No, więc skoro - na błędach się uczymy to  UDAŁO SIĘ..
w końcu...
lekcja opanowana.
a szło conajmniej opornie.

"Błąd nie jest błędem kiedy popełniamy go raz"


Z.



piątek, 27 marca 2020

prywatna terapia

Zrobiłam sobie dzisiaj sama terapie.
Jakoś sobie trzeba radzić.
Może bardziej... nadal ją robię. Terapeutka z powodu pandemii odwołała wizytę.

Opowiedziałam sobie (jakkolwiek to brzmi) o mojej największej życiowej porażce. 
i cieszę się, bo chyba przed terapeutą bym nie umiała tak się rozpłakać
i wylać tych emocji.
Zemsta. Wyszydzanie. Agresja. Zniszczenie. Mszczenie. Wykańczanie. Zabawa. Rany.
Wszystko totalnie świadomie... tyle tego wszystkiego 

Spróbowałam zadać sobie pytanie takie jakie zadałby mi psychiatra.
Myślę, że po moim monologu...
oczywiście mogę tylko spekulować


Prawda jest taka, że jest JEDNO rozwiązanie.
Zamknięcie, kluczyk, wybaczenie.
I to ostatnie jest niemożliwe.

Tylko co w tym momencie się ze mną stało...
straciłam całą tą naiwność... i prawda jest taka, że ja lubiłam siebie taką naiwną..
oglądając te stare filmy gdzie ten infantylny głosik mówi jakie bomby do kąpieli kupił...
Tak cukierkowo, miło, przyjemnie... Pierwszy kotek... Szczęście...
Swój świat. Patrzę na tą dziewczynkę i chciałabym wręcz ją ochronić...
cofnąć się i dać jej radę
Wytłumaczyć co będzie dalej... opowiedzieć... przestrzec
po prostu... tak ogromne poczucie, że to jest inna osoba.. taka niewinna..
JA... ale taka jeszcze nie oskubana z tego wszystkiego. 
i w sumie dokładnie pamiętam moment kiedy zaczęło się to zmienianie.

i teraz wręcz... 
nie mogę tego zmienić. Jestem taka...

Bardzo chcę jakoś wrócić do tamtej siebie... albo zaakceptować tą teraz...
a jaka jestem teraz?
Nie ufam, boję się, analizuję, czuję strach... jestem jakby czujna... nadwrażliwa...
nie nastawiam się na niepotrzebne bóle... relacja stała się jeszcze większym problemem
nie jestem słodka.
jestem przerażona.
Oczywiście często jestem też wyluzowana, dowcipna i wesoła, ale...
Ogólnie na zasadzie głównego kierunku charakteru.

Może dzięki temu.. nikt mnie już nie oszuka, nie okradnie, nie skrzywdzi, nie zostawi, nie pobawi moimi uczuciami, nie zgniecie, nie wykorzysta, nie dołoży cegiełki do destrukcji.
Ale też w drugą stronę...

ciężko teraz w tych ramach, wystrzeganiu, uwadze i ostrożności...
poczuć taką dziecięcą radość

ale uwaga: ŚRODEK - idzie... to i to.. 
Być dorosłym i być dzieckiem.


I w sumie to jest ten największy problem przed moimi nowymi filmami na YT i całą serią.
Moje podejście. Ludzie chcą jakby mnie tamtej dziecięcej, a ja z moim przeżyciami 
taka już być nie mogę, ale mogę być trochę dorosła i trochę dziecięca. 
Ważne, żeby nie być pojebana...
tego nie lubię... na szczęście ta krzykliwa ja to ta udawana chcąca chyba być fajna i nie chcąca pokazać prawdziwej twarzy.

NOWY ROZDZIAŁ.
Znajdę w końcu ten środek i będę robić.
Interesuje mnie tyle rzeczy.
Byle tylko przepłynąć to morze bólu i dotrzeć na wyspę szczęścia.
Halo! Panie ból życiowy! Proszę na chwilę chociaż na urlop iść.
Zapomnieć.
a bardziej... wybaczyć... ale nie wchodzić znowu do tej samej rzeki.
nauka na błędach.

Stanowczo - tak jak dotychczas - mam swoje granice.
Terapia 2014 rok mi się przypomina <3 Uczenie granic.
Szczerze to w 2019 mogłam te nauki jakoś wykorzystać, no, ale
2020 też nie jest do tego zły . Lepiej późno niż wcale, haha


Lecę z planem.
Pomogłam sobie.
Jest dobrze.

i jeszcze raz... jak  m a n t r a
Zapomnieć. Wybaczyć.
Odetchnąć. Żyć.


Z.


wtorek, 24 marca 2020

Zrobiłam w życiu tyle fajnych rzeczy!






Tak totalnie po prostu...

ZROBIŁAM w życiu tyle fajnych rzeczy.


W pewnym momencie ilość doznań mnie aż przewyższała i nie umiałam docenić niektórych chwil.
Czasami neutralizujemy wyjątkowość.
Przyzwyczajamy się do pewnego standardu. Chcemy więcej, a nie widzimy ile mamy.

Na szczęście po latach można zdjąć klapki z oczu i pomyśleć:

"Hej! Było czadowo!"

No i tak właśnie było.
Nigdzie nie chciałabym się cofnąć i mam też na uwadze złe wspomnienia choćby brak akceptacji tego, że jestem popularna. Męczyłam się tym i nie umiała zachować.. nie jestem typem łaknącej fleszy. Nie lubię tłumów. Może to się plątać, bo jednocześnie kocham EKSPRESJĘ... Kocham bawić się swoim wyglądem, twarzą, gestem... Uwielbiam grać, tworzyć, prezentować... ale najbardziej sama w swoim towarzystwie. Trzy osoby to już tłok , hihi

Dotarło do mnie dzisiejszej nocy jak bardzo żyłam i jak dużo się stało !
Jak totalnie wykorzystałam ten czas.
Nawet jeśli jeden rok wywaliłam do kosza i zrobiłam z niego depresyjne umierando to jednocześnie..
każdy rok był tak różny.
Mieszkałam w tylu miejscach.. tyle sytuacji, doświadczeń.. tyle mocnych emocji.. nawet tych których ogrom potrafił eksplodować mi głowę.
Cieszę się, że za 10 lat pomyślę: "to były czasy"
Najdziwniejszy okres to moja pierwsza terapeutyczna depresja.
Takie ogromne FAJERWERKI dookoła i ja... namalowałabym obraz do tego: kogoś kto jest za szybą i wali aby się wydostać... patrząc na tańczących ludzi.
Tak było, ale szczerze to w tym momencie mam wrażenie, że tamte momenty były szczęśliwe i mimo, że ja byłam zamknięta, zestresowana... to w tym głazie którym byłam siedziałam też ja ta otwarta, zabawowa, rozgadana. Ciekawe. Nie chciałabym jednak cofnąć tego i w momentach mnie zamkniętej być taka jak teraz.
TAK MUSIAŁO BYĆ

Każdą z chwil doceniam.
Im dalej tym lepiej ^^ Te świeże wydarzenia np. rok temu.. nie są aż tak łatwe do przyjęcia, ale za rok dwa już będzie lepiej.
Pewnie pomyślę: "ale to była ostra jazda"... 
obecnie niestety myślę: "Boję się każdej sekundy tamtego życia i jeśli ktokolwiek przypomni mi skrawek tamtego chaosu to umrę w swej otchłani żalu, rozczarowania i goryczy"
haha, no, ale kiedyś pomyślę: "Było YOLO i Marco Polo"

Kolejna sprawa. Nauka.. Ogromne doświadczenie. Chyba największa lekcja: "Nie poświęcaj czasu ludziom którzy Ciebie nie lubią"
Brzmi tak prosto, a jednak dopiero do mnie dotarło.
Dotychczas mimo, że ktoś mnie obrażał i oceniał... ja kuliłam głowę jak pies i nawet przyznawałam rację. Heeeej... to nie moje problemy, że ktoś wyładowuje frustracje!

Jestem czasami jebnięta.. jestem też czasami ułożona. Jestem smutna i jestem wesoła.
jestem ludzka
jestem człowiekiem


i z tym oto pięknym tekstem aż chce mi się żyć

Dużo dało mi zgłębienie tematu psychologii i własnej osobowości.
Największym problemem nadal jest myśl: "kim jestem"
bo... mogłabym wcielić się w tyle rzeczy, że po prostu nie czuję do żadnej czegoś bliższego.
ale może właśnie o to chodzi, że jestem 'zmianą'
lubię po prostu dużo kontrastujących nurtów

Chciałabym ustalić czy chcę pomalować te ściany na beżowo, biało, a może czarno.
i każda odpowiedź jest prawidłowa
przykład ścian jest jak moje podejście do życia
Chciałabym mieć delikatny tatuaż kwiatów, ale też chciałabym czaszkę i krwawiące serce...
Chyba taka różnorodność musi być.... a może po prostu...
pogodzić ze sobą...
tą dwoistość




Z.

niedziela, 22 marca 2020

pozytywny

WITAM
Dzisiaj będzie pozytywnie - postaram się!
Godzinka 03:07
Doszły mnie informacje, że moje wpisy czasami poruszają emocje...
to chyba dobrze, ale z drugiej strony... Piszę je głównie, aby oczyścić głowę
i momentalnie później jest mi dobrze.

Czuję ulgę.

o tej uldze chciałabym popisać.

Zawsze ciągnęło mnie do osób z problemami. Wręcz była to tak bardzo wewnętrzna misja: "JA Ci pomogę", "Ja się zaopiekuję", "Ja Cię wyleczę", "Ja Cię naprawię"...
ale no..
Bogiem nie jestem.
i w końcu jakoś ten balon pękł... dokładnie w momencie kiedy dałam pomóc sobie.

Dwubiegunówka, osobowość narcystyczna, sadysta, dda, psychoza, border...
Wszyscy ludzie wokół mnie mieli chore sytuacje w rodzinie, cierpieli, nienawidzili życia.
Czasami mam wrażenie, że nikt nie dawał mi normalnego wzorca...
oczywiście oprócz własnej rodziny, która zawsze chciała dobrze, a nie mogła nic zrobić,
bo od 16 roku życia MOJE ZDANIE... było jak głaz. Emanowałam "moim zdaniem"...
Tylko ja decydowałam...
potem to się zmieniło, ale. w zasadzie do 23 roku życia często dawałam sobą kierować
często słuchałam chorych ludzi...
czasami byłam jakby marionetką

często myślę o tym okresie z przerażeniem
Cieszę się, że to minęło. Cieszę się, że teraz nikt nie żeruje na mnie.
Niczego ode mnie nie chce...
i nie chce też wylać tylko i wyłącznie na mnie problemów


teraz ludzie którzy są blisko mnie są tacy normalni, dobrzy, mili, bez ukrytych zamiarów
długo nie rozumiałam...
Co mam robić w relacji kiedy nie mogę w niej pomóc???
Czułam się niepotrzebna... ale w końcu zrozumiałam, że ta stabilność to dar.

Cenię sobie ludzi ułożonych... Cenię sobie pozytywną energię...
Sama mam tyle bałaganu w głowie i nie mogę dokładać sobie więcej.

Często brakuje mi tego zrozumienia "bólu" który jest we mnie jak rzep na ogonie, ale
z drugiej strony czasami dwie osoby rozumiejące ból potrafią nawet
chełpić się kogo bardziej boli... i tworzyć jakieś schizy.

Marzę, aby moi obecni przyjaciele nie czuli nigdy tego bólu. Aby nie mieli problemów psychicznych. Aby nie musieli nigdy chodzić do psychologa. Aby byli tacy jak teraz! Bo są super : )

co do wzorców...
lubiłam smutek nie tylko u przyjaciół, ale i w chłopakach
pamiętam jak z szybkością atomową zmieniłam całe życie
dla chłopaka, który był smutny!
dwa miesiące to trwało... niestety problemy przerosły tamten świat
Wybierałam długo takimi kategoriami..
Amelia... najdziwniejszy kot w stadzie - Potrzebuję jej!
Przyjaciel z dzieciństwa - największy świr w klasie - tak!
Im więcej problemów tym większe moje zainteresowanie.

dosyć
d e s t r u k c y j n e


Dzisiaj jestem stabilna, rozważna, zdrowa, czysta, spełniona!
i walczę ze swoimi zachowaniami
studiuję borderline... próbuję uciekać przed schematami.
walczę, uczę się, zmieniam! I wszystko trzymam w kupie.
Wystarczy tylko nagle
dla zabawy
nie wywalić w błoto
tej garści.


Z.

poniedziałek, 16 marca 2020

mózg i ciało migdałowate

"Ciało migdałowate jest pedałem gazu dla emocji, natomiast grzbietowo-boczna kora przedczołowa to hamulec. Najnowsze badanie sugeruje, że mózg osób z osobowością borderline wciąż naciska pedał gazu, ale nie potrafi skutecznie wcisnąć hamulca”.

Co ciekawe, różnice w aktywności tych części mózgu stwierdzono jedynie u pacjentów z osobowością borderline, którzy nie zażywali leków psychotropowych.

Zdaniem autorów pracy potwierdza ona teorię, że osobowość borderline jest efektem zaburzeń w procesie przetwarzania i regulowania emocji. Metody leczenia (farmakologiczne lub psychoterapeutyczne), które pozwolą zmniejszyć aktywność ciała migdałowatego, mogą pomóc dostroić reakcje emocjonalne u osób z borderline do realnych bodźców i złagodzić uciążliwe objawy, z którymi pacjenci ci zmagają się na co dzień."







...
so zapisać gdzieś chciałam.

PS potwierdzam

Z.

środa, 11 marca 2020

w nocy czuję się bezpieczniej

w nocy czuję się bezpieczniej 
myśl nad tym, że już powinnam spać usprawiedliwia wszystko
'nic nie muszę'
jestem w łóżku? - a no tak ! - bo jest noc
od tygodni czekam do 6 nad ranem aby nie wstawać wraz ze słońcem
i dziwiąc wasze poczucie dziwności; to nie pierwszy raz taki tryb
sobie obrałam
widząc właśnie 03:29 nie myślę "ale późno"
raczej w głowie mam - oby tylko słońce za sekundę nie wzeszło
czasami bywało, że taki tryb stawał się upiorny i wracałam do 'żywych'
miałam wtedy poczucie, że słońce jest mi potrzebne 
obecnie
nie zależy mi na przestawieniu,
tak szczerze.
 wstawać jak zachodzi słońce i budzić się gdy wschodzi
.
jak bardzo cudaczenie, niekonwencjonalnie, zaskakująco to brzmi?

lubię nie pisać dużych liter, bo żadna nie ma większego znaczenia



czy mogłabym się jakoś usprawiedliwić? czy mi się chcę? czy szukanie problemu w miejscu, czasie i porze roku ma sens? czy tak naprawdę z wiosną sobie rozkwitnę? zazwyczaj tak było... odrobina nadziei i nagle czułam sens.. czy nazwałabym to depresją? pewnie mocno depresyjnie to brzmi, ale czy faktycznie tak bym to opisała?... chyba z tak wieloma latami gór i dołów... jakoś tak nie chcę się tego nazywać poważnie "depresja". czy było gorzej? tak. myślę, że jest niepokojąco stabilnie źle


co mnie tak naprawdę trzyma w tym łóżku i co mnie zachęca do egzystowania w nocy?
brak sensu
z tych pozytywnych rzeczy jest to chęć zrozumienia co się dzieję
wewnętrzna walka
o to, aby w tej błogiej ciszy
kiedy wszyscy śpią
koty, ptaki, ludzie na osiedlu
znajomi i przyjaciele
więc siedzę i rozkminiam
/ co jest / co było / co będzie / czego chcę / co czuję / co potrzebuję / jak naprawić

z tych negatywnych
siedzę tak sobie i zagłuszam ból

i nie taki normalny ból... 
poczułam właśnie, że to słowo tak bardzo opisało coś i.. 
mogłabym napisać osobny wiersz o podskórnym cierpieniu chcącym rozerwać klatkę piersiową
ale
oszczędzę Wam.. bólu.

bo
Emocje 
to tylko forma
im ciszej je puścisz

tym mniej ich jest
niestety działa to w dwie strony
wyciszanie bólu wycisza też radość

i jestem taka wyliniała


chcąc zakończyć p o z y t y w n i e 
ten tekst
bo tak przecież
trzeba


w głowie nie ma wcale bajki
mojej głupiej rymowanki
ciągle szukam błędu tego
co narobił tyle złego



Z.






czwartek, 27 lutego 2020

życiowe drogi

Mieszkanie w mieście czy dom na wsi.
Próbuję przypasować swój charakter życia i swoje potrzeby.
Gdzie izolacja będzie lepsza? haha
Trochę mam wrażenie, że ludzie naprawdę zamykają się na niektóre miesiące w domach i po prostu nie wychodzą. Pociesza mnie to, bo moje zachowanie wydaje mi się normalniejsze.
Więc skoro zazwyczaj ta egzystencja będzie wyglądała na 90% w domu, a z pracą 60% w domu.
Straszne trochę, że świat jest podzielony, ale no nie ma opcji żeby nagle te granice zmienić.
Ludzie są dla siebie obcy i nigdy nie będzie inaczej.
Każdy dąży do swoich zamkniętych, hermetycznych kątów gdzie będzie oddychał.
Ostatnie miesiące długo myślałam jaka jestem i czy mogłabym żyć w mieście...
czy mogłabym podróżować kamperem...

I w sumie ostatnio podejmuję duże, życiowe kroki.

...
Przeczytałam kilka moich postów z czasów liceum i nie tylko...
Szczerze to... Jestem na tyle wyciszona, że ilość emocji, przekleństw i żalu była za duża.
Poczułam po moich postach... Co jest? Czy ktoś specjalnie mnie tak zaprojektował? Dlaczego zawsze to wszystko było jakby podkręcone?
Ciężko mi z tymi emocjami.
Od zawsze...
Nie będę opisywała jak to jest mimo, że jakaś głupkowata metafora ciśnie się na usta.

Chciałabym w tym poście po jakże wielkiej przerwie... Pomóc sobie w wyborze drogi życiowej.
Obecnie pomysł dom.
Ja na tak (ale sobie ufać nie mogę haha)
Rodzina bardzo tak.
Psycholog... Raczej nie. Jutro terapia i słyszałam na niej często, że ważna jest próba zrobienia granicy między mną a rodzicami.
4 lata próbowałam ułożyć swoje życie daleko...
Co roku tak samo tęsknię.
Czuję, że nie ma sensu budować czegokolwiek co nie jest do końca.
Interesują mnie ostatnio STAŁE RELACJE.
HAHA na grupowej terapii to zawsze słyszałam... Że jestem niezdolna do tego.
Być może ze związkami tak mam, ale nie z moimi miejscami, wspomnieniami, jeziorem, lasem, piwnicą.
Cenię sobie to, że tak długo mnie nie było.. 4 lata...a ja ciągle chcę tam wrócić.
Kupno drewnianego domku to była pierwsza próba. Jakaś nieudana, desperacja próba dobijania się do swoich korzeni. Niespodzianka. Ja i ta zadupiasta wioska mamy taką więź. Hej? Miałam się uczyć więzi.. i to jest kurwa więź.
Dobra... bo piszę jak nastolatka.

Tak szczerze to... Jaka ja głupia byłam, że w ogóle wyfrunęłam... Chyba tylko po to, żeby przekonać się, że miasta nie są dla mnie i, że potrzebuję domu, zieleni, spokoju.

Swoje korzenie... To pięknie brzmi...
Tam są moje korzenie...
Nie myślałam, że kiedykolwiek będzie mnie stać na taki lokalny patriotyzm.

Chcę żeby ta kuchnia, łazienka, sypialnia... Żeby to było takie już stałe... Takie żeby za 10 lat  nie tylko pomyśleć, że to mój dom... Ale i o to, żeby poczuć TO MÓJ DOM. 

Chyba jestem jednak przekonana. To się jakby wie... I nie obchodzi mnie, że niby miasto daje rozwój i możliwości. Mi ta natura daje rozwój i możliwości... A szczególnie daje mi coś czego właśnie nie każdy do końca potrafi zrozumieć. To uczucie bezpieczeństwa i poczucia ... "Jestem w domu."

W końcu nie będę bezdomnym duszkiem.

Jestem gotowa.

Zuzanna Borucka